Przez rodaków kochany, ale i nienawidzony. Na boisku z wieloma sukcesami, mimo to niespełniony. Przeszedł do historii jako wybitny piłkarz, lecz zmarł tragicznie. Kazimierz Deyna był na tyle nietuzinkową postacią, że pamięć o nim nie mogła zginąć. Minęło już 30 lat od jego śmierci, ale słowa przyśpiewki „Nie rusz Kazika” są nadal aktualne.
Grób Kazimierza Deyny robi wrażenie każdego roku we Wszystkich Świętych, zwłaszcza po zmroku. Wielu odwiedzających Cmentarz Wojskowy na Powązkach oddaje cześć byłemu piłkarzowi. Można pomyśleć, że groby niedawno zmarłych nie przyciągają tak, jak grób „Kazika”. Czerwone, białe i zielone znicze zdecydowanie przeważają i symbolicznie przypominają związek popularnego „Kaki” z warszawską Legią. W tym roku wizyta na Powązkach była niemal obowiązkowa – Legia ogłosiła rok 2019 rokiem Deyny.
Rok Deyny ogłoszono w związku z trzydziestą rocznicą śmierci piłkarza. Odszedł on jako 42-letni mężczyzna, zmarł w wyniku wypadku samochodowego na drodze w San Diego. Dopiero w 2012 roku jego prochy przywieziono do Polski, a następnie został pochowany w Alei Zasłużonych. Największe sukcesy odnosił jako zawodnik Legii, stał się legendą tego klubu. Był, jest i będzie ulubieńcem kibiców stołecznej drużyny. Na stadionie przy ul. Łazienkowskiej trzecia trybuna wschodnia została nazwana jego imieniem. „Kazik” jest symbolem Legii, a jako że grał w piłkę w czasach PRL-u nie wszystkim odpowiadało, że reprezentował wojskowy klub.
Do historii polskiej piłki nożnej przeszedł mecz Polski z Portugalią, który odbył się w 1977 roku na Stadionie Śląskim w Chorzowie. Polska grała mecz o awans na Mistrzostwa Świata, a Kazimierz Deyna był kapitanem reprezentacji. Spotkanie skończyło się remisem 1-1, co dało awans na mistrzostwa w Argentynie, a jedyną bramkę dla Polski strzelił właśnie Deyna. Sęk w tym, że mimo niesamowitego trafienia bezpośrednio z rzutu rożnego, które zdarza się niezwykle rzadko, kapitan drużyny został niemiłosiernie wygwizdany przez kibiców. Gwizdy towarzyszyły mu od prezentacji zespołu, aż do końca meczu. Już po spotkaniu „Kaka” przyznał, że było mu przykro i ciężko, a na Stadionie Śląskim już raczej nie zagra. Jak powiedział, tak zrobił i w Chorzowie z kadrą więcej nie wystąpił. Same mistrzostwa w 1978 r. okazały się ostatnim występem Deyny w barwach reprezentacji. W kluczowym meczu z Argentyną zmarnował rzut karny, przez co uznano go za winowajcę „tylko” piątego miejsca, bowiem oczekiwania Polaków były większe.
W 1978 r. końca dobiegła też kariera „Kazika” w Legii Warszawa. Po dwunastu latach spędzonych w stolicy kraju władze pozwoliły mu na wyjazd za granicę. Piłkarz, który został złotym medalistą i królem strzelców Igrzysk Olimpijskich w 1972 roku, zajął trzecie miejsce na Mistrzostwach Świata w 1974 roku oraz plebiscycie na najlepszego piłkarza świata tego roku, zdobył srebrny medal na Igrzyskach w 1976 roku, już wcześniej miał wiele ofert z zagranicznych drużyn. Jednak ówczesne władze nie pozwalały na wyjazd oficera wojska do krajów NATO, więc marzenie Deyny o grze dla Realu Madryt nie zostało spełnione. Wyjechał do Manchesteru by grać dla Manchesteru City. Na boisku w Polsce pojawił się jeszcze jeden raz – w 1979 roku. Rozegrano wtedy towarzyski mecz między Legią a Manchesterem City, a „Kaka” wystąpił po 45 minut w obydwu drużynach. Dla obu zespołów strzelił gola, a kibice zgromadzeni na wypełnionym stadionie prosili go by wrócił. Przedwczesna śmierć uniemożliwiła mu powrót i założenie szkółki piłkarskiej, lecz Polacy nadal o nim pamiętają. Wybrano go najlepszym polskim piłkarzem XX wieku, a kibice wciąż chętnie śpiewają: „Deyna Kazimierz, nie rusz Kazika bo zginiesz”.
Kamil Heppen
Ilustracja Dominika Hoyle