Rozmowa z Panią Elżbietą Bańczyk, niepełnosprawną Żoliborzanką, wieloletnią aktywistką na rzecz osób niepełnosprawnych, wspaniałą sąsiadką każdego z nas.
Drodzy czytelnicy! W tym numerze chciałbym Was zainspirować pewną wspaniałą kobietą. Osoba jak każda z nas, tyle że poruszająca się na wózku, lub jak niektórzy z sympatią mówią – „Na skuterku”. Jej historia powinna być przykładem dla każdego. Dla sprawnego i niepełnosprawnego, dla młodego i starego. Pani Elżbieta przeszła wiele i jeszcze więcej widziała. Choroba genetyczna przewróciła jej życie do góry nogami, a mimo to nigdy się nie poddała i jak przyznaje, nie zdarza się jej nawet płakać. Walczyła i nadal walczy o prawa osób niepełnosprawnych, jeśli trzeba to osobiście pokazuje budowniczym i inżynierom jakie udogodnienia powinny się znaleźć w danej inwestycji drogowej. Powiedzcie mi proszę, ilu jest takich, którzy poświeciliby swój wolny czas w takim celu? Nie znam drugiej tak silnej osobowości… Trudno mi było zawrzeć historię pani Elżbiety w jednym tak krótkim wywiadzie, ale mam nadzieje, że chociaż tyle wystarczy aby Was zainspirować…
H.Z.: Czy mimo trudności zdarza się Pani podróżować po Polsce, bądź za granicę?
E.B.: Oczywiście, że tak. Mój pierwszy, taki większy wyjazd był służbowy. Udzielałam się, trudno powiedzieć że pracowałam, bo nie brałam za to nawet złotówki. Była to praca społeczna w Polskim Towarzystwie Chorób Nerwowo-Mięśniowych.
H.Z.: Jakie to były miejsca?
E.B.: Najpierw byłam w Danii na kongresie w 1993 roku, później w 1996 roku wyruszyłam na kolejny wyjazd do Austrii, a dokładnie do Wiednia. Mój ostatni większy wyjazd miał miejsce w 1999 roku. Wtedy celem podróży był Sztokholm.
H.Z.: Rozumiem, że podróżowała Pani samolotem.
E.B.: W większości przypadków tak było, natomiast zdarzały się podróże samochodem.
H.Z.: Czy przewoźnicy roszczą sobie prawa do naliczania dodatkowych opłat związanych z transportem osób niepełnosprawnych?
E.B.: Nie, natomiast wiadomo, że należy wcześniej o takim fakcie poinformować. Pewnego czasu otrzymaliśmy nawet darmowe bilety od LOT-u, jak lecieliśmy do Wiednia. Czasem dochodziło do pewnych nieporozumień, jak wtedy, gdy bilety były opłacone przez organizatorów kongresu w Sztokholmie tylko dla niektórych osób z naszego stowarzyszenia (śmiech).
H.Z.: Warszawa co jakiś czas otrzymuje prestiżowe nagrody i tytuły miasta dostępnego i przyjaznego osobom niepełnosprawnym. Czy z perspektywy osoby na wózku, rzeczywiście Warszawa jest taka dostępna?
E.B.: To trzeba uczciwie przyznać, że miasto bardzo się zmieniło. Oczywiście na korzyść. W zasadzie wszystkie autobusy są niskopodłogowe. Uważam to za duży sukces. Z tramwajami jest gorzej… Częstotliwość przyjazdów tramwajów niskopodłogowych jest niewielka w przypadku niektórych linii.
H.Z.: Czy kierowcy, w Pani opinii, przestrzegają rozkładów jazdy?
E.B.: (z westchnieniem) Tutaj jest śmieszność… Bardzo często zdarza się, że pojazd oznakowany jako przystosowany dla osób niepełnosprawnych nim nie jest. Motorniczy kręci głową, a ja nie wiem co mam robić! Co się okazuje? Z oficjalnej odpowiedzi na moje pismo, które swego czasu skierowałam do ZTM (Zarządu Transportu Miejskiego – przyp. red.), dowiedziałam się, że nawet jeśli dany tramwaj jest przystosowany do przewozu osób na wózkach inwalidzkich, może się zdarzyć, że przystanek do którego podjeżdża może nie być przystosowany do danego modelu tramwaju. W tej konkretnej sytuacji, o której wspomniałam, pojazd nie posiadał specjalnej wysuwanej platformy, a przerwa miedzy progiem przystanku i tramwajem była zbyt duża, abym mogła bezpiecznie wjechać do środka.
H.Z.: Czy w takich, jak opisywana przez Panią sytuacja, kierowcy zdarzają się pomocni?
E.B.: Kierowcy… Są ludźmi, jak my wszyscy. Zdarzają się różni… Muszę o czymś opowiedzieć. 9 lat temu miałam wypadek. Wyjeżdżając z autobusu, oczywiście tyłem, dosłownie wyleciałam z autobusu! Kierowca nie zrobił tak zwanego przyklęku autobusem po zatrzymaniu się przy przystanku. Nie byłam przez nikogo asekurowana podczas opuszczania pojazdu, a powinnam. W zasadzie nie pamiętam co się później działo, bo straciłam przytomność na ponad pół godziny. O reszcie dowiedziałam się z relacji sąsiadki, która akurat jechała tym autobusem. Od tamtej pory poruszam się w zasadzie bez przerwy na wózku. Bo powiem szczerze, wózek w wielu kwestiach ułatwia życie. Mogę być w teatrze, mogę być w kinie… Po prostu mogę być miedzy ludźmi i być aktywna. Taka byłam całe życie i nadal chcę być.
H.Z.: Jakiś czas temu zbierała Pani podpisy pod petycja w sprawie utworzenia linii autobusowej łączącej żoliborskie przychodnie. Ile podpisów ostatecznie udało się Pani zebrać?
E.B.: Nie pamiętam dokładnie. Uważam, że mało. Myślę, że dlatego, że spora cześć osób nie utożsamia się ze swoim miejscem zamieszkania, albo po prostu tylko wynajmuje tu mieszkanie (Osiedla Rudawka i Zatrasie – przyp. red.). Wiele osób wyraziło swoje obawy związane z przetwarzaniem danych osobowych i zachowaniem ich tajności, co niekiedy decydowało o odmowie złożenia podpisu.
H.Z.: Czy ma Pani wiedzę na jakim etapie utknęła Pani inicjatywa? Coś próbowała pani z tym coś robić, z kimś rozmawiać, a jeśli tak – to z kim?
E.B.: Pismo wraz z podpisami złożyłam do Urzędu Dzielnicy. Inicjatywa, kolokwialnie mówiąc, się rozlazła i nie otrzymałam żadnych informacji odnośnie etapu, na którym moja petycja utknęła.
H.Z.: Czy rozważała Pani zgłoszenie projektu w Budżecie Obywatelskim?
E.B.: Oczywiście, że tak. Popierałam pomysł remontu ulicy Jasnodworskiej, ale zabrakło głosów, aby projekt przeszedł. Byłaby to bardzo korzystna inwestycja, w szczególności dla osób poruszających się na wózku. Póki co muszę liczyć na pewne rozwiązania prowizoryczne stosowane przez mieszkańców. Trzeba powiedzieć, że moje działania przynoszą efekty. Stworzenie Komisji Wyborczych przy ulicy Elbląskiej jest tego idealnym przykładem. Wiele osób pozytywnie ocenia tą zmianę.
H.Z.: Czy Pani zdaniem ubiegłoroczne protesty w sejmie przyniosły jakieś efekty?
E.B.: Jakieś na pewno, ale niewiele osób z nich skorzystało. Te słynne 500 złotych dla osób niepełnosprawnych, które niewielu widziało… Ustalono pewien próg dochodowy, który wiele osób przekroczyło w związku z otrzymywanymi rentami lub zapomogami. Powiedzmy szczerze, takim osobom po prostu nie opłaca się legalnie pracować, bo zaraz potracą wszelkie dodatki… Rzeczy, które się dzieją z PFRON-em (Państwowym Funduszem Rehabilitacji Osób Niepełnosprawnych – przyp. red.) zakrawają na skandal. Nieprzyjemnie otrzymuje się wiadomość, na dodatek grubo po terminie, że nie otrzymam dotacji na nowy wózek, bo…. w PFRON-ie nie ma pieniędzy. Co to za uzasadnienie?!
H.Z.: Tym dosyć smutnym akcentem zakończmy rozmowę. Mam nadzieję, że to nie ostatni wywiad z Panią. Naszym czytelnikom życzę wesołych i przede wszystkim bezpiecznych wakacji oraz pogody ducha i energii niczym u Pani Eli.
Rozmawiał Hubert Zarzycki