Ostatnio gruchnęła w social mediach wiadomość, że dzielnica chce zmian w związku z możliwym wprowadzenie na Żoliborzu strefy płatnego parkowania. Ze zdziwieniem przeczytałem, że kosztem chodników i trawników mają powstać miejsca parkingowe.
I tak sobie pomyślałem, że z jednej strony Żoliborz gości Młodzieżowy Strajk Klimatyczny, że miasto ma projekt Strategia2030, gdzie nacisk ma być położony na rozwój transportu publicznego, ograniczenie wjazdu aut do centrum i na inwestycje w zieleń, a z drugiej strony nasza dzielnica idzie pod prąd.
Tak szczerze powiedziawszy nie wiem za bardzo o co chodzi. Bo przecież nie od dziś wiadomo, że miasto jest zdominowane przez auta i jest ich po prostu za dużo. Wiadomo też, że Warszawa potrzebuje zieleni, szczególnie w momencie, gdy zmiany klimatyczne są naprawdę odczuwalne.
Z drugiej jednak strony, dzielnica ma plany, żeby udostępnić więcej terenu pod parkowanie aut i wbrew powszechnym trendom światowym, aby zachęcić do zmiany przyzwyczajeń komunikacyjnych, my damy kierowcom zachętę do posiadania aut.
Co gorsza, okazuje się, że te miejsca miałyby powstawać, także przy okazji likwidacji zieleni. I to już jest niepokojące. Gdy przeczytałem, że część trawników ma zostać zastąpiona betonowymi płytami ażurowymi, to złapałem się za głowę.
Takie płyty, bardzo często nazywane płytami eko, z ekologią nie mają nic wspólnego. To tylko sprytny sposób, na ominięcie przepisów o wymaganej powierzchni biologicznie czynnej. Niestety, w mieście, przy intensywnym użytkowaniu i parkowaniu przez całą dobę, takie kratki staną się tylko smutnym generatorem brudu, kurzu i wspomnieniem po trawie, która kiedyś tam rosła, zanim zrobiono w tym miejscu parking. Owszem, na podmiejskiej działce, gdzie auto stoi przez parę godzin, to nawet niezły pomysł by utwardzić teren pod auto. Nawet przy biurowcu, gdy samochody stoją tylko po parę godzin w dni powszednie, płyta ażurowa jeszcze ma rację bytu. Ale w mieście, gdzie auta miałyby stać przez całą dobę, na tym zastępstwie trawnika – to nie może się udać.
Pomijam już fakt, że produkcja betonu jest jednym z czynników negatywnie wpływających na zanieczyszczenie środowiska, więc o ekologii trudno tu mówić. Szczególnie jeśli beton miałby zastąpić zieleń, w jednym z miast o najgorszej jakości powietrza na świecie.
Dodatkowo, zmiany proponowane przez dzielnicę, to także zmniejszenie powierzchni chodników, a więc znów piesi (którymi jesteśmy wszyscy), mieliby przegrać z kierowcami (których jest jednak mniej).
Mam nadzieję, że te plany nie zostaną wdrożone. Że włodarze dzielnicy i miasta, pójdą po rozum do głowy i postawią jednak na ekologię a nie będą patrzyli w przeszłość i fundowali nam betonowej dzielnicy.
Bartek Michalski