Mieszkańców Żoliborza nie obserwują dzień w dzień wyłącznie ponurzy policjanci. Z wysokich murów patrzą na nas także wielkie oczy nie mniej wielkich postaci. David Bowie ze swojego kolorowego muralu spogląda na tłumy, które raz po raz rozbijają się o ściany tarcz na ulicy Mickiewicza. Okolica tonie w protest songach, a po każdym proteście ranek zastaje ją nieco bardziej szkarłatną. Kilkaset metrów dalej, wśród wrotkarzy, sportowców i amatorów pikników mruga neonowymi powiekami
inna lokalna gwiazda. To „Światłotrysk” Maurycego Gomulickiego, mnie bliżej znany jako Bąbelki, przy którym zawiązują się i kończą niezliczone żoliborskie znajomości. Tymczasem, niedaleko Placu Wilsona, okolicę świdrują inne olbrzymie oczyska. Należą do Tonącego Bohatera – stworzonego przez Piotra Janowczyka muralu, który swoją wymową ma nawiązywać do smutnej kondycji znajdującego się poniżej kina. Kino Tęcza, które niebawem mogłoby świętować stulecie istnienia, tonie jak namalowany na jego murach człowiek.
Początki Kina sięgają 1929 roku, kiedy to w kotłowni centralnego ogrzewania osiedla WSM udaje się wygospodarować miejsce na obiekt kulturalny, którego brakowało w okolicy. Staje się ono częścią niezwykłej układanki urbanistycznej przedwojennego osiedla. Sale kotłowni goszczą najpierw Teatr imienia Żeromskiego, następnie kino Żoliborz, a później Świat. Tempo tych zmian zwiastuje kształtujący się charakter miejsca – okolica tętni życiem i dynamicznie rozwija się wraz z jej mieszkańcami. Mieszkańcy V kolonii nie znoszą nudy i wysoko cenią sobie okazję do spędzania czasu
w najbliższej okolicy, co akurat nie zmieniło się specjalnie do dziś. To tutaj padają pierwsze strzały Powstania, i tu także rozpoczyna się odbudowa powojennej Warszawy. Niedługo po wojnie wraca Kino Tęcza, niestrwożone minionymi wydarzeniami, i kontynuuje swoją działalność. W tym czasie zyskuje też nową, rozbudowaną fasadę, podobną do skąpych, geometrycznych form Domu Handlowego Merkury.
W 1972 Wojciech Krukowski inicjuje Teatr w Ruchu , który zrzesza artystów z całej Polski we wspólnej działalności na pograniczu kina, teatru i akcji miejskich. Teatr jest w swoich czasach rewolucyjny – aktorzy wychodzą ze sztuką na ulicę, stając się jej aktywnymi graczami. Artyści nie cofają się przed krytyką komunizmu i miałkiej codzienności. Na fali zmian 1989 roku kolektyw trafia na Żoliborz, aby zająć nową siedzibę w sędziwych murach Kina Tęcza. Na przedstawienia i koncerty przychodzi tu cała Warszawa. Przyjeżdżają zaproszeni goście z Europy – legendarny scenarzysta Peter Greenaway, czy
ikona punku i queerowego ruchu Derek Jarman. Rozwijają tu także skrzydła młodzi artyści jazzowi. To scena prawdziwego, nieokiełznanego undergroundu. Prezentują tu swoją twórczość ekologiczno-eksperymentalną muzycy „Dziadów Żoliborskich”, działa młodzieżowy Teatr „Tratwa”. O tych i o innych wydarzeniach pisze w świetnym tekście w Dwutygodniku Paweł Soszyński: „W 1992 roku w kinoteatrze otwarto Galerię A. R., której głównym kuratorem był Krzysztof Żwirblis. W niej swoje kariery rozpoczynali Paweł Althamer i Artur Żmijewski. To w „Tęczy” w 1994 roku autor programu „Dzyndzylyndzy” Lopez Mausere (Wojciech Stamm) wsławił się koncertem na pośladkach i brzuchu w
trakcie promocji „bruLionu” – wyczyn ten zapisał się w historii sztuki lat 90. jako jeden z najbardziej reprezentatywnych performance’ów polskiego totartu. Budynek przy Suzina był też bazą legendy warszawskiego elektro-industrialu „Najakotivy”, która w trakcie koncertów rozbijała młotami telewizory i cięła piłą tarczową wraki samochodów.” Autor tekstu opisuje jak – wraz z kończącym się milenium – przy ulicy Suzina w strumieniach taniego alkoholu dogorywał punk. O zamknięciu ośrodka zadecydował urząd miasta, do czego skłoniły go najpewniej skargi na niekończące się nigdy przed kinem życie towarzyskie. Kino Tęcza odchodzi z hukiem w 1997 roku, zamykając ten burzliwy etap w historii Żoliborza. Cisza zalegnie tu na lata.
Co spowodowało, że kolektywy lat dziewięćdziesiątych prowadziły Kino z takimi sukcesami, a inicjatywy powstające raz po raz po roku dwutysięcznym kończyły się fiaskiem? Budynek kina udowodnił sam, że limitem w jego wykorzystaniu jest tylko ludzka wyobraźnia. W dodatku w innych salach elektrowni otwierały się restauracje, które działały z powodzeniem aż do zeszłorocznej pandemii. Co widzieli wszelkiej maści artyści i muzycy awangardy, czego nie dowiedzieli się późniejsi najemcy Kina? Budynek staje się areną rozgrywek między miejskimi aktywistami, urzędnikami i deweloperami. Co jakiś czas opinię publiczną elektryzuje wieść o zmianach – w 2015 w kinie osiada
aktywistyczny Teatr Trzyrzecze, który ma zacząć tu nowy epizod po przeprowadzce z Białegostoku. Niestety nie na długo, ponieważ za jego twórcą ciągną się represje ze strony białostockiej prokuratury, która oskarża go o oszustwa finansowe. Niedługo potem emigruje on za granicę, kończąc tym samym krótki, a tak obiecujący epizod w historii Kina. Po upadku teatru na działkę przy Suzina ostrzą sobie zęby deweloperzy – pojawia się pomysł wyburzenia nieczynnego Kina i wybudowania na jego miejsce mieszkań. O jego zachowanie walczą aktywiści z grupy Miasto Jest Nasze i sami okoliczni mieszkańcy, którzy uruchamiają internetową zrzutkę pieniędzy na remont i apelują o wpisanie budynku do warszawskiej listy zabytków, na której do dziś jeszcze nie figuruje. Najnowszy epizod Kina rozpoczyna się jednak obiecująco. W budynku ma powstać Centrum Kultury Filmowej imienia Andrzeja Wajdy, który pomieści w swojej zmodernizowanej sali kinowej aż dwustu gości. Końca Tęczy nie widać – może tym razem sztuka zagości tu na dobre.
W tekście korzystałem z artykułu Pawła Soszyńskiego pt. „Warszawa bez „Tęczy” i redakcji portalu Nowa Warszawa pt. „Legendarne Kino Tęcza dostaje nowe życie”.
Tekst Antoni Kostrzewa
Ilustracja Marysia Lisicka