Nasza dzielnica przynosi coraz to nowsze niespodzianki. Każde osiedle, każda ulica tworzy odrębne i barwne społeczności. Mamy tak znane i często odwiedzane miejsca jak Park Żeromskiego, który wycisza, a zarazem tętni życiem, niczym „Zaczarowany Ogród” Frances Hodgson Burnett. Są jednak miejsca mniej popularne, ale nie mniej ciekawe, takie jak kameralne osiedle Rudawka, mieszczące się na Sadach Żoliborskich.
W ostatnim numerze Bartek Michalski wspomniał o „malutkim Kawowcu”. W tym przypadku powiedzenie, że małe jest piękne pasuje jak ulał. Coraz więcej restauracji i kawiarni łączy wiele funkcji. Jedni nazwą to chwytem marketingowym, a inni wejdą, zobaczą, spróbują. Kawiarnia ta jest jednocześnie zakątkiem kulturalnym, czytelnią i miejscem ciekawych dyskusji. Dokąd idziesz, zmęczony po całym dniu wędrowcze? Stąd wyjdziesz na nowo zainspirowany i zachęcony do dalszej życiowej podróży. Nie będzie to przesadą, jeśli powiem, że każdy kto tu raz wejdzie, będzie wracał znowu i znowu… Nikt nie jest w stanie powiedzieć, czy zasługą tego jest mistyczny wręcz nastrój, stworzony przez charyzmatyczną właścicielkę, czy smak genialnych ciast francuskiej roboty.
Jakiś czas temu odbyło się spotkanie, które miało wkład w budowanie naszej rudawkowej lokalnej ojczyzny. Każdy stały klient Kawowca dzieli się swoimi przygodami. Jedną z tych ciekawych życia i świata osób jest Kasia. Mniej więcej pół roku temu zabrała nas do świata barwnego, aromatycznego, momentami mrożącego krew w żyłach Chile. Tym razem porwała nas na wycieczkę do egzotycznego Archipelagu Wysp Filipińskich.
Wiele razy słyszałem o tym kraju, głównie na lekcjach geografii i w telewizji. Ze względu na swoje upodobania, interesowała mnie głównie sytuacja geopolityczna i społeczna Filipin. Przychodząc na spotkanie chciałem poznać ten skrawek świata bezpośrednio od osoby, która tam była. Przeciętny człowiek słyszał wiele o cudownie uzdrawiających znachorach czy o momentami skrajnym oddaniu religii katolickiej. Nasza prelegentka rozpoczęła spotkanie w dość ciemnych barwach. Publiczność opowiedziała o krążących stereotypach i pogłoskach związanych z Filipinami i o dziwo, większość z nich okazała się prawdziwa – seksturystyka, szalejące epidemie, problemy społeczne i wiele innych mało zachęcających faktów dotyczących codzienności azjatyckiego zakątka.
Większość z nas przynajmniej raz w życiu myślała, aby „rzucić to wszystko i wyjechać w Bieszczady”. Myślę, że lepszym i bardziej wyciszającym miejscem będzie wyspa Palawan. Zdjęcia, które pokazała nam Kasia zapierały dech w piersiach. Szerokie piaszczyste plaże i zupełny brak tłumów wyglądały naprawdę zachęcająco. Wręcz można było poczuć powiew bryzy i usłyszeć odgłosy małp, energicznie skaczących z palmy na palmę. Jednak najbardziej zaskakującym miejscem zaprezentowanym przez naszego gościa było miasto Manila, leżące na północnej wyspie Luzon. Rzadko można usłyszeć o tak wielu kontrastach i sprzecznościach, leżących tak niedaleko od siebie. Piękne kryształowe biurowce, skwery z podświetlanymi fontannami, a dosłownie kilka metrów dalej cmentarz, na którym mieszkają ludzie z tamtejszego marginesu. Nikt z nich nie słyszał o pomocy socjalnej czy zapomogach. Fakty związane z tradycjami filipińskimi, takie jak wieszanie trumien ze zmarłymi na szczytach gór czy pokazy męki pańskiej powinny sprawić, że docenimy miejsce i czasy, w którym my, Polacy możemy żyć.
Polacy są dosyć wygodniccy w swoich wakacyjnych wyborach, więc nieczęsto słyszy się o egzotycznych wyjazdach. Myślę, że nie jest tajemnicą, że wolimy mieszkać w wygodnym hotelu z wykwintnymi posiłkami, basenami i drinkami z palemką. Najnowsze statystyki pokazują, że cele naszych podróży są coraz mniej odległe. Nie znaczy to, że nie znajdziemy żadnej propozycji spędzenia wakacji na Filipinach, ale nie ulega wątpliwości fakt, że nie każdy może pozwolić sobie na taki wydatek. Bezstresowy wypoczynek mamy we krwi, jednak są takie osoby jak Kasia, która nie boi się wyzwań i żywi się nowymi doznaniami. Niewiele osób jest gotowych na wyprawę w nieznane. Często przecierałem oczy ze zdumienia i popijając kawę filipińskiej receptury z niedowierzaniem słuchałem o kolejnych przygodach bohaterki wieczoru.
Uwadze czytelników polecam książkę Wojciecha Tochmana „Eli, Eli”. Autor otworzy oczy każdemu, kto podróżując po egzotycznych zakątkach świata, nie zauważał zza hotelowej bramy wyzysku i nędznego życia przeciętnych mieszkańców tamtejszych terenów.
Trudno mi jednoznacznie ocenić ten kraj. Musiałbym sam go odwiedzić, zobaczyć, dotknąć. Bez tego nie można wyrobić sobie zdania. Z pewnością to spotkanie pokazało wiele aspektów takiej podróży. Myślę, że jeżeli chodzi o niespotykane smaki, piękne widoki i niezapomniane wrażenia Filipiny powinny być na Waszej liście wymarzonych celów podróży. Należy jednak, tak jak poleciła wszystkim Kasia, odpowiednio wcześnie się do niej przygotować, aby uniknąć nieprzyjemnych niespodzianek.
Liczę, że będzie więcej takich spotkań, dlatego zachęcam wszystkich czytelników „Wilsoniaka”, aby dzielili się swoimi przeżyciami z podróży. Wiele przyjemności sprawiło mi słuchanie tak emocjonujących opowieści w połączeniu z malowniczymi zdjęciami i przepyszną filipińską kawą.
Hubert Zarzycki
Ilustracja Dominika Hoyle