Ktoś mógłby powiedzieć, że to zdjęcie z gatunku najzupełniej zwyczajnych. Cóż w nim przecież wyjątkowego – ot, dwie dziewczyny przysiadły na ławce w ciepły dzień. Rzecz jednak w tym, że obraz wykonano prawie wiek temu, a za kamerą stał nie kto inny, jak najważniejszy fotograf wojskowy II Rzeczypospolitej, Narcyz Witczak-Witaczyński.
Wędrujemy dziewięćdziesiąt osiem lat wstecz, do międzywojennej Warszawy. Chociaż nie znam dokładnej daty, lubię wyobrażać sobie, że to zdjęcie powstało wiosną; czuć ją w zieleni krzewów, letnich pantofelkach i otwartych na oścież oknach. Tego, w jakim miejscu się znajdujemy, również nie wiem na pewno. Archiwalny opis (czyżby sporządzony własną ręką fotografa?) podpowiada, że w ogrodzie; rzeczywiście, swobodny strój bohaterek mógłby na to wskazywać. Zgaduję jednak dalej – może korzystamy z pogody w publicznym parku? Tu podpowiedź stanowi oparcie ławki, zdobione nieśmiertelnym ornamentem wyskrobanym ostrzem scyzoryka: plątaniną liter, wyznań, serduszek, sztuki. Znawca historycznej architektury rozpoznałby budynek widoczny za plecami bohaterek, ale ja, niestety, znawcą nie jestem. Żeglujemy po morzu domysłów, a fakty (co w dziedzinie archiwalnej fotografii częste) tylko od czasu do czasu błyskają w dali jak światło latarni.
Na spacer wybrali się we troje: mężczyzna i dwie kobiety. On wziął ze sobą aparat; był przecież fotografem. Zrobię wam zdjęcie na pamiątkę, powiedział. Usiadły, wygładziły fałdy skrojonych według tego samego fasonu sukienek, poprawiły upięcie włosów, gorączkowo zastanawiając się, jaką przybrać pozę. Ciemnookie, dwudziestoletnie, wyglądają jak siostry (kto wie, może właśnie nimi są?); mają w sobie niewymuszony, subtelny urok i świeżość, która oczarowuje. Ich pozowanie nie razi, raczej ujmuje. Dziewczyna po prawej kokieteryjnie założyła nogę na nogę, eksponując kostkę. Patrzy wprost na fotografującego, z uśmiechem i błyskiem w spojrzeniu, który może wskazywać, że nie jest jej obojętny. Znamy jej imię: Zofia Iwańska, po mężu Witczak-Witaczyńska. Wezmą ślub 14 kwietnia 1923 roku, ale to zdjęcie powstaje wcześniej – na razie na palcu serdecznym prawej ręki Zosi dumnie prezentuje się tylko pierścionek.
Przysiadam na chwilę obok dziewcząt i zwracam swój wzrok na skrytą poza ramką kadru postać fotografa. Z wykonanych w tym samym okresie portretów spogląda szczupły młody oficer z eleganckim przedziałkiem. Nasza fotografia powstaje jednak podczas przyjacielskiego spotkania, w ogrodzie (lub parku), dlatego wyobrażam go sobie w mniej formalnym stroju. Obserwowany ukradkiem przez Zofię i jej towarzyszkę, rozstawia aparat na statywie i komponuje kadr (tego dnia uczyni to kilkukrotnie; z sesji ogrodowej zachowały się jeszcze dwa inne ujęcia). Ma zaledwie dwadzieścia cztery lata, a w życiorysie już kilka kart zapisanych chwalebnymi historiami z frontu walk za ojczyznę.
Urodzony w 1898 roku w Warszawie, Narcyz Witczak-Witaczyński po raz pierwszy ucieka z domu jako niespełna siedemnastolatek. Wstępuje do służby kawaleryjskiej w funkcjonującym przy armii rosyjskiej Legionie Puławskiego, później do I Korpusu Polskiego gen. Józefa Dowbora-Muśnickiego. Walczy z bolszewikami (II Rzeczpospolita za odwagę odznaczy go orderem Virtuti Militari). Aresztowany w sierpniu 1918 roku, zostaje zmuszony do służby po stronie Czerwonych. Wkrótce potem dezerteruje, by wpaść w ręce Niemców, ale z niewoli w obozie jenieckim we Frankfurcie nad Odrą wymyka się w lipcu 1919 roku. W wolnym kraju przechodzi przez kilka różnych jednostek: Szwadron Przyboczny Naczelnika Państwa, Szwadron Przyboczny Prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej, 1 Pułk Szwoleżerów Józefa Piłsudskiego oraz 1 Pułk Strzelców Konnych w Garwolinie. Gdziekolwiek jest, fotografuje, także najwyższych dostojników, do których z racji swojej służby w oddziałach przybocznych ma bezpośredni dostęp. Jego archiwum, liczące kilka tysięcy negatywów, stanowi bezcenną kronikę fotograficzną życia codziennego i oficjalnego polskiej kawalerii II RP.
Kiedy wybuchnie wojna, Witczak-Witaczyński – od 1936 roku w stopniu chorążego – stanie do walki w kampanii wrześniowej. Po powrocie do stolicy będzie działał w konspiracji, otworzy też własny zakład fotograficzny, który przejmą po nim małżonka i córki. Aresztowany przez gestapo, będzie więźniem Pawiaka i obozu w Majdanku. Zginie w nim 27 marca 1943 roku w wieku czterdziestu pięciu lat. Siedem dekad później obszerny zbiór jego fotografii trafi do skarbca Narodowego Archiwum Cyfrowego.
Poznawszy żołnierskie, zakończone tragicznie losy Narcyza Witczaka-Witaczyńskiego, trudno mi oddzielić je od jego twórczości, nawet tej, która z Wojskiem Polskim nie ma zupełnie nic wspólnego. Chwilę później przychodzi refleksja: nim II Rzeczpospolita znajdzie się pod niemiecką i rosyjską okupacją, od ciepłego dnia zatrzymanego na naszej fotografii minie siedemnaście lat. Zofia i Narcyz pobiorą się i będą mieć dwójkę dzieci (starsza córka, Barbara, w przyszłości zajmie się fotografią portretową), a Witczak-Witaczyński wykona jeszcze wiele innych, ciepłych rodzinnych zdjęć. Kadr, któremu się przyglądam, jest zapisem jednej, zwyczajnej i niepowtarzalnej zarazem chwili, kawałeczkiem magicznej przedwojennej Warszawy zapisanym na szklanej płytce negatywu. I niech takim pozostanie.
KAMILA SNOPEK
ILUSTRACJE: DOMINIKA HOYLE