Utopistki tu były

Wiatr zrywa przyjezdnym kapelusze z głów i zabiera je w stronę oceanu. Parowe łodzie mijają się o włos w wzburzonej wodzie w wielkim pędzie. Z oparów dymu wyłaniają się coraz wyraźniej błyszczące iglice. To Manhattan. Z pokładu podziwia go polska architektka, na której szeregi lśniących wieżowców robią olbrzymie wrażenie. Jej wnikliwy wzrok przez najbliższe dni będzie badać stolicę nowoczesnego świata. Obserwacje funkcjonalnych przestrzeni i rozwiązań usprawniających życie obywateli Nowego Jorku architektka zgromadzi i zabierze ze sobą z powrotem do Polski, z nadzieją, że kiedyś wcieli je w życie. Architektką tą jest Barbara Brukalska, a miejscem, w którym mają ziścić się jej plany – żoliborska IV, VII i IX kolonia.

            Architektkom międzywojennej Warszawy przyszło pracować w niezwykłym środowisku. Brukalska była jedną z pierwszych kobiet, która ukończyła studia na Wydziale Architektury Politechniki Warszawskiej. Tam też poznała swojego przyszłego męża i partnera w pracy, Stanisława. Dzisiaj taką parę nazwalibyśmy „power couple”, ponieważ para wspierała się i inspirowała nawzajem zawodowo. Większość architektek tamtych czasów także debiutuje w parach, tak jak na przykład inna utalentowana projektantka Helena Syrkus, małżonka Symona Syrkusa. Badaczki wskazują, że był to niestety nierozłączny element realiów tamtych czasów – architektka, nawet najzdolniejsza, nie była traktowana w swoim środowisku na równi z mężczyznami, dopóki nie miała u boku mężczyzny. W pracy, kobietom powierzano projekty uznawane za „mniej istotne”, takie jak przestrzenie dla służby, kuchnie, żłobki i inne obiekty powiązane z pracą domową. Dla Brukalskiej, jak i dla Janiny Jankowskiej, drugiej architektki zaangażowanej w projekt Osiedla, nie są to przestrzenie drugiej kategorii. Obie rozumieją, że przypadło im zadanie o wiele większe i bardziej ambitne – na ich deskach kreślarskich powstanie przestrzeń, która ma ukształtować Nową Kobietę, nowoczesną mieszkankę miasta, dążącą do pełnej emancypacji.

Można śmiało powiedzieć, że zarówno Barbara jaki i Janina zajmowały się feministyczną architekturą swoich czasów. Brukalska w 1927 roku debiutuje ze swoim projektem wzorcowej kuchni. Rysunki, którymi wzbudzi niezwykłe poruszenie swojego środowiska, przedstawiają małą, dobrze oświetloną przestrzeń, z odpowiednią ilością przystosowanych do wysokości kobiety szuflad. Każdy obiekt jest obdarzony numerem i dokładnie opisany. Najważniejszym elementem tego wnętrza jest jednak Nowa Kobieta, która jak Modulor Le Corbusiera jest miarą swojego domowego wszechświata. Współcześnie, założenie, że kuchnia jest przestrzenią kobiety, byłoby zupełnie wsteczne, jednak w czasach Brukalskiej, jej projekt był postrzegany zupełnie inaczej. Kuchnia była skonstruowana w taki sposób, aby spędzać w niej jak naj mniej czasu. Nowa Kobieta, tak jak sama Brukalska, ma pracę, a także prawo do spędzania czasu poza domem wedle swoich chęci. Musi mieć czas na sport i lunch z przyjaciółkami. Kuchnia jest otwarta na salon, staje się więc przestrzenią o równym znaczeniu do reszty domu. Właśnie z tego powodu badaczka Marta Leśniakowska nazywa Brukalską „modernistką w kuchni”, nawiązując do idei rozwijającego się w Europie modernizmu, który zakładał całkowitą przemianę przestrzeni i wiążącej się z nią nawyków. W tym czasie, kiedy Barbara zajmuje się Kobietą, Janina Jankowska poświęca swój czas projektowaniu przestrzeni odpowiedniej do wychowania dzieci. Jankowska jest wszechstronnie uzdolniona i nie traci okazji, aby realizować swoje pomysły. Wraz z Barbarą otwiera na żoliborskim WSMie wypożyczalnię sprzętów dziecięcych, wiele z nich projektuje sama. Postępowy duch wciela w życie angażując do współpracy doktora pediatrę Aleksandra Landego, z którego pomocą projektuje „Szklany Domek”, czyli przedszkole, które stoi do dziś u zbiegu ulic Sierpeckiej i Suzina. Przedszkole, chociaż skromnie urządzone, wciela w życie nowoczesne metody świeckiego wychowania. W pierwszych latach funkcjonowania istnieje tylko dzięki niezwykłej zażyłości mieszkanek żoliborskich kolonii. Dzielą się one obowiązkami, gotują na zmiany, opiekują się dziećmi. W tym czasie powstaje także Koło Czynnych Kooperatystek, które udostępnia członkiniom książki i międzynarodowe publikacje na temat zmieniającej się roli społecznej kobiet. Ilość stowarzyszeń i społecznych ruchów jest niezwykła nawet w kontekście naszych czasów. Modernistyczny optymizm połączony z nowoczesnym planowaniem stwarza niesamowite warunki życiowe w koloniach, dzięki czemu młode osiedle funkcjonuje jak jeden organizm. Pomysły projektantek nie są realizowane jednak bez ofiar. Częstym podobno widokiem na przedwojennym osiedlu są bezdomne młode kobiety, które przyjechały tam ze wsi z nadzieją na znalezienie zatrudnienia jako pomoc domowa. Nowoczesne mieszania Brukalskich nie przewidywały dla nich miejsca, jednak mimo to były zatrudniane przez niektórych lokatorów. Według szacunków J. Szymańskiego, w latach trzydziestych służba stanowi aż 20% ogółu mieszkańców Osiedla, które robotnicze było już tylko z założenia. Na łamach „Życia WSM” między „lokatorkami” i „służącymi” toczy się zresztą w tym czasie dyskusja, w której kooperatystki broniły modernistycznych projektów Brukalskiej i Jankowskiej.

Rozwój osiedla zahamowuje w końcu wybuch drugiej wojny światowej, jednak nie studzi to zapału projektantek. Brukalska udziela się w Konspiracyjnej Pracowni Architektoniczno-Urbanistycznej, gdzie snuje plany o budowie kolejnych obiektów Osiedla. Marzy jej się zaprojektowanie zautomatyzowanej jadłodajni, na wzór tych które podziwiała niegdyś w Nowym Jorku. Kto wie, jak Żoliborz wyglądałby dzisiaj, gdyby tym architektkom-utopistkom było dane dokończyć swoje dzieło. Tymczasem możemy być wdzięczni, że na Żoliborzu rewolucja zaczęła się właśnie w kuchni.

Antoni Kostrzewa

W tekście korzystałem z pracy Magdy Matysek-Imielińskiej pt. „Projektantki i Performerki Przedwojennego Osiedla Żoliborz” (2017).

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *