Rodzina wielu Muz i czterech olimpiad

Jest na Żoliborzu pewien dom, który przyciąga uwagę odmiennością – górska chata nad doliną Parku Fosa przy cytadeli – to rodzynek. Jednak historia jego mieszkańców jest jeszcze bardziej ciekawa. Dom sportu, sztuki, szczęścia i spełnienia. Dom Zabłockich i Aliny Janowskiej. Gdy wchodzimy do środka od prof. Wojciecha Zabłockiego bije niespotykane ciepło.

Tułaczka i stworzenie żoliborskiego gniazda

Profesor mieszkał przed wojną i w czasie Powstania na Ochocie, a droga na Żoliborz wiodła przez Śląsk i Kraków, w których Zabłocki studiował i zaangażował się w szermierkę. Przez sport trafił z powrotem do Warszawy – by móc trenować z najlepszymi. Ślub z Aliną i wspólne mieszkanie przy pl. Zbawiciela. Pewnego dnia żona Alina spotkała się z koleżanką, która poinformowała ją o tym, że można kupić działki budowlane w północnej dzielnicy Warszawy.  Młody architekt wybrał ziemię najmniejszą, choć z najlepszym widokiem na okolicę. W urzędzie powiedzieli, że zmieści się na niej, tylko mały dom. Zabłocki od razu wpadł na pomysł jak zagospodarować przestrzeń. Zdobył niezbędne materiały, przedstawił projekt urzędnikom i dostał zgodę. Sam prowadził budowę. Część materiałów przywoził samodzielnie, czasem transportując je w plecaku.

On

Doktorat w Warszawie, habilitacja w Krakowie, profesor zwyczajny w latach 90. Na Żoliborzu zbudował Salę Gier i charakterystyczne pawilony w Akademii Wychowania Fizycznego oraz szereg innych budowli poza Warszawą i zagranicą. Wyjeżdżał na konferencje międzynarodowe, które współorganizował. W Centrum Olimpijskim obecnie przewodniczy radzie Muzeum. Wykłady na Politechnice – wciąż aktywny akademik, choć przyznaje, że najpewniej ostatni semestr. Konstrukcje dla architektów i architektura olimpijska to kursy wykładane przez Pana Profesora w Wyższej Szkole Ekologii i Zarządzania. Jego życie i życie rodziny mierzone było olimpiadami: ,,Syn Marcin był z Melbourne [Olimpiada sportowa z 1956 r.], a Michał z Tokio [olimpiada z 1964r.]’’. Profesor architektury i zdobywca medali olimpijskich szermierkę trenował w klubie Marymont Warszawa. Zajmował się również malowaniem i pisaniem. Wybór greckich pejzaży zdaje się nieprzypadkowym motywem twórczości.

Ona

Alina Janowska  walczyła w Powstaniu Warszawskim w oddziale, który  zdobył budynek PASTy. Jej pierwszy występ przypadł na czas okupacji. Po wojnie związana z łódzkim Teatrem Syrena. Wyjeżdżała częściej od męża. Jeździła na imprezy środowiska aktorskiego w Polsce i zagranicą oraz  na przedstawienia teatralne. Alina nie pozostawała obojętna na fascynację męża sportem. Grała w tenisa na Spójni, bardzo dużo pływała, również w zimnej wodzie mazurskich jezior. Narty kochała tak bardzo, że jeszcze w 6 miesiącu ciąży zjeżdżała z Kasprowego.

Udzielała się społecznie. Działała w obszarze zdrowia, na rzecz pozyskania nowego sprzętu w szpitalu bielańskim. Założyła wiele gniazd dla dzieci z rodzin niefunkcjonalnych. Młode osoby swoje popołudnia, zamiast w domu, mogły spędzać w środowisku rówieśniczym pod opieką pedagogów. Organizowane były także wyjazdy letnie i zimowe. Zapoczątkowana w dzielnicy idea gniazd rozwinęła się na inne miasta w kraju. Jeszcze do niedawna można było zobaczyć na Żoliborzu tabliczki: Gniazdo nr I, Gniazdo nr II…. Temu wszystkiemu dała początek pani Alina.

Alina była również radną dzielnicy. Nie było to jednak dla niej najbardziej istotne. Lubiła mówić prosto z mostu a zakulisowość polityki zniechęcała ją do szerszego działania. Czasami czuła się wykorzystywana – zdradza prof. Zabłocki. Z wielką energią włączała się w te projekty, w których miała pewność, że oddziaływanie będzie pozytywne. Nie zapomnieli jej tego żoliborzanie, którzy w dniu pogrzebu zorganizowali wspominki w Forcie Sokolnickiego. Sala Rady Dzielnicy niedawno została nazwana jej imieniem.

Spełnienie

Niezwykle szczęśliwy związek dał piękne owoce i świadectwo. Kolejne pokolenia kontynuują dziedzictwo rodziny.  Synowie związali się kolejno z architekturą oraz malarstwem, poezją i reżyserią. Wnuczka z grafiką książkową. Siedzimy w górskiej chacie na Żoliborzu przy kominku, a słowa profesora układają się w pejzaż spokoju i spełnienia.

Wiktor Jasionowski

Ilustracja Dominika Hoyle

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *