Kto zginął 1 marca? Ideowe oblicze ostatniego zarządu WiN

Natychmiast przerwać walkę zbrojną i przejść na działalność informacyjno-polityczną. Plany komunistów sabotować oddolnie, przenikając do instytucji i organizacji legalnych. Emigracji uświadomić, że powrotu do realiów przedwojennych nie ma, a negacja zachodzących przemian społeczno-gospodarczych to powielanie drogi „białych Rosjan”. Walcząc z dyktaturą komunistyczną, nie ignorować totalistycznych zapędów narodowców. Celem – Polska wolna i demokratyczna. Tak w skrócie ująć można kluczowe założenia środowiska, które utworzyło IV Zarząd Główny Zrzeszenia Wolność i Niezawisłość. To jego członkowie zostali zamordowani 1 marca 1951 r. w podziemiach osławionego więzienia na Rakowieckiej.

Był grudzień 1946 r. Jeszcze wiosną przekonanie o możliwości odsunięcia komunistów od władzy było silne. Blisko milion osób jawnie angażowało się w działalność opozycyjną, a realną siłę stanowiło – znacznie wprawdzie słabsze niż podczas wojny – podziemie. Z biegiem czasu sytuacja uległa jednak zmianie. Wobec zaostrzenia represji i braku stanowczej reakcji Zachodu na sfałszowanie wyników czerwcowego referendum, szeregi opozycji z każdym dniem topniały. W kryzysie pogrążała się także nękana kolejnymi aresztowaniami antykomunistyczna konspiracja.

W takich okolicznościach ostatnie niezlikwidowane jeszcze centralne pismo poakowskiego Zrzeszenia Wolność i Niezawisłość (WiN) wzywało: „Walka w obecnych warunkach polega właśnie na tym, abyśmy byli we wszystkich urzędach, instytucjach – tak państwowych, jak samorządowych i społecznych […]. Stawanie poza nawiasem biegu wypadków ułatwia przeciwnikowi realizację jego zamiarów. Tkwiąc natomiast wszędzie – możemy tępić ostrze zniszczenia skierowane przeciwko polskości”.

W tym samym numerze „Orła Białego” – taki był tytuł winowskiego wydawnictwa – piętnując fałsz komunistycznej propagandy nawołującej do narodowego zjednoczenia, konstatowano: „Obóz sanacyjny, dla zapewnienia sobie władzy, wysunął hasło zjednoczenia wokół »OZON-u« [Obóz Zjednoczenia Narodowego – red.], komuniści obecnie wokół tak zwanego »Rządu Jedności Narodowej«, na Emigracji obserwujemy kombinacje skrajnej prawicy, zmierzające do zaprowadzenia dyktatury NSZ-u [Narodowe Siły Zbrojne – red.]. Społeczeństwo jednak storpedowało zamiary pierwszych, walczy dzisiaj z drugimi, nie dopuści do machinacji trzecich”.

Pismo było organem Obszaru Południowego WiN, kierowanego przez podpułkownika Łukasza Cieplińskiego i koordynującego pracę poakowskiego podziemia od Podkarpacia po Dolny Śląsk. W najbliższych dniach – wobec rozbicia zinfiltrowanego przez wtyczki bezpieki Obszaru Centralnego – to właśnie „południowcy” mieli stać się ostatnim czynnym ośrodkiem największej organizacji antykomunistycznej wyrosłej na bazie AK.

Mimo tragizmu położenia, zdecydowali się nie przerywać działalności i w styczniu 1947 r. powołali kolejny, IV już – na przestrzeni niespełna półtora roku funkcjonowania! – Zarząd Główny WiN. Lewicujące, łączące myśl ludową i socjalistyczną z katolicyzmem, koncepcje polityczne jego twórców dalece odbiegały od dominujących dziś wyobrażeń o powojennym podziemiu.

O demokrację i przebudowę gospodarczą

Choć najbliżsi współpracownicy Cieplińskiego wywodzili się z wojskowych struktur AK, dobrze odnaleźli się w leżącym u podstaw WiN społeczno-politycznym modelu organizacji. Ten zakładał odejście od walki zbrojnej, obsadzenie ludźmi podziemia możliwie wielu obszarów życia publicznego, a równolegle – rozwijanie konspiracyjnej pracy propagandowo-politycznej.

Planowano wspierać legalną opozycję, przełamywać monopol informacyjny reżimu i oddolnie sabotować jego posunięcia. Odwołujący się do etosu AK ruch społeczny miał wymóc na komunistach przeprowadzenie wolnych wyborów. W konsekwencji natomiast – wynieść do władzy demokratyczne ugrupowania Polski Podziemnej. Istotną rolę w tych założeniach – nieskrępowane wybory były jedną z gwarancji jałtańskich – odgrywać miała kontrola mocarstw zachodnich i nacisk opinii międzynarodowej.

Czołowi działacze Obszaru Południowego WiN związani byli z Podkarpaciem, gdzie tradycyjnie dominującą siłą polityczną był ruch ludowy. Postulaty głębokich reform społecznych – Stronnictwo Ludowe i młodzieżowe „Wici” głosiły je, zanim Polska Partia Robotnicza (PPR) pojawiła się w czyichkolwiek planach – nie były im obce. W programowym tekście O co walczymy? zwracali uwagę na konieczność upodmiotowienia ludu przez „jak najszersze upowszechnienie własności prywatnej”. W tym duchu domagali się „przeprowadzenia nie tylko dzikiej parcelacji, lecz pełnej reformy rolnej, będącej częścią składową ogólnopaństwowego planu przebudowy gospodarczej Polski”.

Zapowiadali przy tym wprowadzenie społecznie kontrolowanej gospodarki planowej, intensywną rozbudowę ruchu spółdzielczego, upaństwowienie strategicznych gałęzi przemysłu i uspołecznienie sektora bankowego. Odwoływali się do lewicująco-solidarystycznej deklaracji O co walczy Naród Polski, ogłoszonej przez quasi-parlament Polski Podziemnej wiosną 1944 r. Krytykując reformy komunistów, piętnowali nie samą ich zasadność, ale powierzchowność oraz – kwestia ta była wyraźnie podkreślana – oderwanie od zasad chrześcijańskich. Katolicyzm przedstawiali jako tradycyjnie związaną z polskością światopoglądową alternatywę dla komunizmu i jeden z fundamentów społecznego oporu.

W szerokim katalogu postulowanych przez WiN swobód obywatelskich znalazły się m.in. wolność osobista, wolność słowa, wolność od prześladowań za przekonania polityczne, wolność stowarzyszania się i gromadzenia. Akcentowano również – choć należy zaznaczyć, że część wydawanych na terenie Obszaru Południowego pism nie była wolna od wyraźnych akcentów antysemickich – zasadę „nieczynienia różnicy z powodu pochodzenia, narodowości, rasy i religii”.

Znamienny był dobór patronów ideowych. Obok generałów Sikorskiego i Tokarzewskiego-Karaszewicza – symboli oporu po klęsce 1939 r., „południowcy” wskazywali na dwa głośne nazwiska przedwojennej polityki: Mieczysława Niedziałkowskiego – ideologa Polskiej Partii Socjalistycznej (PPS) i wieloletniego redaktora naczelnego „Robotnika” oraz Macieja Rataja – przywódcę ruchu ludowego i marszałka Sejmu wolnej Polski. Obaj uchodzili za czołowe postacie demokratycznej opozycji antysanacyjnej i w 1940 r. padli ofiarą niemieckiego mordu w Palmirach. „Obiecujemy stać niezłomnie na straży tych ideałów, za które oni, nasi twórcy [sic!], złożyli swe życie! W dążeniu do Polski prawdziwie wolnej, niepodległej i sprawiedliwej dla wszystkich, złączy się znowu cały Naród do dalszej walki i zwycięstwa ” – wołał „Orzeł Biały” latem 1946 r.

Na mapie politycznej. Wobec innych środowisk

Ważną dla „południowców” była demokratyczna – w realiach lat 40. nieodłącznie związana z poczuciem społecznej postępowości – identyfikacja ideowa. „Nikogo nie zmylą oszukańcze informacje, że obecna konspiracja polska jest faszystowska i reakcyjna. […] Ruch podziemny, jako naturalny objaw protestu przeciwko groźbie utraty wolności politycznej, rozwija się intensywnie w skali ogólnopolskiej. Daremne są próby automatycznego zaszeregowania tego ruchu pod sztandary NSZ” – głosiła wiosną 1946 r. „Wolność”, jeden z tytułów wydawanych na terytorium Obszaru Południowego. Autor artykułu odrzucał pepeerowską propagandę, jako rzeczywistą przeszkodę na drodze do komunistycznej dyktatury wskazując środowiska poakowskie oraz działające jawnie Polskie Stronnictwo Ludowe (PSL).

Pozytywny stosunek do ugrupowania Mikołajczyka był jednak w WiN poglądem powszechnym. Propagandę „południowców” wyróżniało coś innego. Mianowicie, życzliwe na ogół nastawienie do koncesjonowanej PPS. Wprawdzie atakowano jej zinfiltrowane przez wtyczki PPR kierownictwo, ale w „dołach” – a była to siła blisko półmilionowa! – dostrzegano element ideowy, niezależny i daleki od prosowieckich sympatii. By tak sądzić, działacze Obszaru Południowego mieli mocne podstawy – zarówno podpułkownik Łukasz Ciepliński, jak i szef obszarowego Wydziału Informacji, major Mieczysław Kawalec, na stopie legalnej pozostawali członkami PPS.

Trudno określić na ile przynależność do partii była tu „przykrywką”, na ile zaś wynikała z winowskiej koncepcji przenikania do struktur legalnych. Jedno nie wyklucza zresztą drugiego, a ślady emocjonalnego zaangażowania winowców w sprawy PPS są wyraźne. Ciepliński był nawet autorem stylizowanej na materiał wewnątrzpartyjny, wzywającej do oporu wobec „zjednoczeniowych” zamiarów komunistów, broszury Do towarzyszów z PPS!. Odwołując się do niepodległościowych tradycji ruchu socjalistycznego, pisał w niej: „PPS istniała, istnieje i istnieć będzie. PPS nie splamiła swojego imienia podczas okupacji niemieckiej, nie splami go i dzisiaj podczas okupacji sowieckiej. PPS nie pozwoli się wykierunkować ideologicznie i nie da się odsunąć od wpływu klasy robotniczej. Odwrotnie, aktywność naszą stukrotnie zwiększymy dla dobra Polski i Socjalizmu!”.

Broszura ta, przez bezpiekę uznana za szczególnie groźną, nie była jedynie przykładem umiejętnego dostosowania języka i treści do odbiorcy. Podobne akcenty pojawiały się w części obszarowej prasy. Z kolei podczas kursów polityczno-szkoleniowych dla działaczy WiN organizowanych przez Kawalca, jednym z motywów była krytyczna analiza rozkładu sił w tzw. polskim Londynie. Negatywnie oceniając rosnące wpływy narodowców i prawicy sanacyjnej, szef Wydziału Informacji konstatował: „To separatystyczne stanowisko, w momencie gdy cały świat idzie na lewo, jest dla nas bardzo niebezpieczne”.

Stosunek „południowców” do konkurencyjnego, narodowego nurtu podziemia nie był jednolity. Negatywnie oceniali struktury zbrojne, w zależności od regionu występujące pod szyldem Narodowych Sił Zbrojnych (NSZ) lub Narodowego Zjednoczenia Wojskowego (NZW). Zarzucali im niepotrzebną eskalację konfliktu, dążenie do monopolizacji podziemia i zaprowadzenia skrajnie prawicowej dyktatury. Przychylniejsze było nastawienie do politycznych struktur Stronnictwa Narodowego (SN). Liczono się z niezaprzeczalną ofiarą jego działaczy, doceniano podejmowane przez część z nich próby ograniczania akcji zbrojnej. Gdy oficjalna prasa zaatakowała narodowców za wezwanie, by w referendum ludowym manifestacyjnie odpowiedzieć NIE nawet na pytanie dotyczące utrwalenia granicy na Odrze i Nysie, wydawana przez krakowski WiN „Niepodległość” – manifestując niezgodę z argumentacją narodowców – wystąpiła przeciw „ordynarnemu oskarżaniu ich o zdradę Narodu i Państwa”.

Także SN zarzucano jednak próby zdominowania ruchu podziemnego, wytykano wrogi stosunek do PSL i brak jasnej koncepcji działania. „Według tego, co sugeruje się w wydawnictwach Stronnictwa, podstawową formą walki jest tu całkowity izolacjonizm w połączeniu z propagowaniem […] jakiegoś wizjonerskiego mistycyzmu Polski ultranarodowej i katolickiej. Prawie z każdego argumentu wynika wniosek, że wystarczy zająć negatywne stanowisko wobec wszystkiego, co dzieje się w Polsce i rozczytywać się w dziełach Dmowskiego, aby w okresie przeżywanych nieszczęść uspokoić sumienie patriotyczne. Lektura prasy SN stwarza wrażenie oczekiwania cudu. Jakiego, skąd, na kiedy przewidywanego – o tym nie mówi się wyraźnie” – podsumowywał winowski tytuł.

 „Stawiamy sprawę jasno”. Stosunek do walki zbrojnej

 „Uprzednio [w ramach AK – red.] prowadzoną walkę o charakterze dywersyjno-wojskowym zaniechaliśmy ze względu na sytuację międzynarodową i wewnętrzną, przechodząc na pogłębienie walki polityczno-społecznej oraz ideologiczno-wychowawczej” – głosił drugi punkt winowskiej deklaracji Nasze podstawy ideowe i organizacja.

„Południowcy” dostrzegali złożoność problemu. Zdając sobie sprawę, że wielu ludzi do lasu pchają prześladowania resortu bezpieczeństwa, nie potępiali ogółu zbrojnego podziemia. Konsekwentnie jednak – zwłaszcza na tle prowadzącego w tym względzie bardziej złożoną politykę Obszaru Centralnego WiN – nawoływali do rezygnacji z tej formy oporu. Wychodzących z lasu usiłowali wspierać finansowo i ułatwiać im rozpoczęcie normalnego życia, często na Ziemiach Zachodnich. Walka zbrojna w ich ocenie paradoksalnie służyła komunistom – pozwalała usprawiedliwiać represje wobec opozycji i przekonywać świat o panującej w Polsce anarchii.

W działalności takiej, zwłaszcza obciążającej konto ogółu podziemia – było tak choćby w przypadku krwawej pacyfikacji pięciu białoruskich wsi, dokonanej przez zgrupowanie NZW Romualda Rajsa „Burego” – doszukiwali się prowokacji UB i NKWD. Obowiązująca w strukturach Obszaru Południowego WiN instrukcja dopuszczała wprawdzie użycie broni, ale jedynie w samoobronie, w sytuacji ostatecznej. W jednostkowych przypadkach zdecydowano się na likwidację szczególnie zasłużonych w wyniszczaniu podziemia oficerów UB. Na ogół jednak wszelką akcję zbrojną starano się eliminować – członków WiN na Śląsku obowiązywał przykładowo zakaz posiadania broni.

„Stawiamy sprawę jasno. Akcja zbrojna w obecnych warunkach jest nie tylko niecelowa, ale wręcz szkodliwa. […] Nakazem chwili jest przerwać walkę zbrojną, a podjąć walkę ideowo-polityczną. Nakaz ten dyktuje nam trzeźwa ocena sytuacji, rozsądek i patriotyzm” – wołała latem 1946 r. wydawana przez krakowski WiN „Niepodległość”. Wskazywała przy tym na ujemne konsekwencje działań zbrojnych – dawanie pretekstu do ingerowania w sprawy polskie Sowietom, pogłębianie strat, uciążliwość oddziałów dla ludności cywilnej, wreszcie – demoralizację części z nich. Stanowisko to było zbieżne z nawoływaniami płynącymi od zakończenia wojny z Londynu.

Między „symbolem” a „pamiątką”. Stosunek do władz na uchodźstwie

Zrzeszenie WiN zdystansowało się od legalnych władz na uchodźstwie już u progu działalności. Twórcy organizacji, skupieni wokół jej pierwszego prezesa pułkownika Jana Rzepeckiego, wychodzili z założenia, że rząd stracił dotychczasową legitymizację latem 1945 r., wraz z utratą międzynarodowego uznania. Wojenną emigrację nawoływali do powrotu i wsparcia wychodzących na powierzchnię sił Polski Podziemnej. W Londynie podobne postawienie sprawy przyjęto bardzo chłodno.

Jednak po kilku miesiącach koncepcja podporządkowania WiN legalnym władzom powróciła. Ważnym tego powodem był dotkliwy brak funduszy – istotną ich część, za cenę złagodzenia kar po aresztowaniach z końca 1945 r., ujawnił sam Rzepecki. W tej sytuacji działacze II Zarządu Głównego oraz współpracującego z nim ściśle Obszaru Południowego podjęli decyzję o próbie nawiązania kontaktu z Londynem. Latem 1946 r. na Zachód udały się dwie winowskie delegacje.

Ceną podporządkowania miało być uznanie WiN za główną siłę w kraju i zapewnienie mu regularnego wsparcia. Dotychczas rząd, którego kluczowe pod względem łączności z Polską komórki opanowane były przez polityków SN, stawiał na drugi, narodowy nurt podziemia. Ten, dysponujący w emigracyjnym gabinecie dużymi wpływami, nie podważał jego pozycji. Nie kwestionował też koncepcji legalizmu, leżącej u podstaw polityki władz polskich na uchodźstwie.

„Polskę Walczącą na Emigracji – stwierdzano w przerzuconym na Zachód winowskim dokumencie programowym – która była dla nas natchnieniem do przetrwania i bodźcem do walki z okupantem, uważamy za dalsze prawne przedłużenie naszej Niepodległości. Z drugiej strony, bolejemy nad Jej obecnym rozbiciem i coraz większym oddaleniem od obecnej rzeczywistości w Kraju […]. Bazowanie na NSZ, organizacji najbardziej niepopularnej po PPR w Kraju, uważamy za wielce szkodliwe dla sprawy polskiej”. Jako przestrogę dla emigracyjnych władz wskazywano casus białej emigracji rosyjskiej, która, za punkt odniesienia przyjmując realia przedrewolucyjne, z biegiem czasu traciła kontakt z krajową rzeczywistością.

Porozumienia nie udało się osiągnąć. Utworzona jesienią 1946 r. przez winowskich emisariuszy Delegatura Zagraniczna (DZ WiN) zaczęła nawet sondować możliwość powołania alternatywnej, społecznej reprezentacji uchodźstwa i poakowskiego podziemia. Głównego partnera w realizacji projektu upatrywano w emigracyjnym Polskim Ruchu Wolnościowym „Niepodległość i Demokracja” (NiD) – centrolewicowej organizacji grupującej w dużej mierze akowców i podobnie jak WiN odwołującej się do społeczno-politycznych postulatów Polski Podziemnej. Do nowego ośrodka dołączone miały zostać także PPS, PSL oraz przedstawicielstwa trzech wpływowych środowisk: Kościoła, wojska i amerykańskiej Polonii. Koncepcja „Marii” – taki kryptonim otrzymała rzeczona akcja – mimo poparcia Anglików, okazała się jednak niewykonalna.

Kontaktów z rządem formalnie nie zerwano, nie podważono też publicznie jego legalności. Coraz wyraźniej traktowano go jednak jako ośrodek zgrany, pozbawiony znaczenia i perspektyw. „Będzie on istniał dotąd, dopóki nie zajdzie możliwość uznania właściwego legalnego rządu – ten nie będzie nigdy uznany. To już jest pamiątka narodowa” – pisał do kraju w styczniu 1947 r. kierujący Delegaturą Zagraniczną WiN podpułkownik Józef Maciołek – przedwojenny działacz ludowy i spółdzielczy, a jeszcze niedawno zastępca Cieplińskiego. Ten ostatni, w jednej z korespondencji, zarzucając rządowi brak legitymizacji i zdominowanie przez narodowców, określił go nawet „drugim PKWN”. Przychylniej winowcy odnosili się do prezydenta. Podtrzymanie tego urzędu uważali za ważne i potrzebne z przyczyn symbolicznych.

W potrzasku. IV Zarząd WiN

Moment, w którym powstawał IV Zarząd WiN był krytycznym dla całej antykomunistycznej konspiracji. Od miesięcy de facto nie funkcjonowało już zdziesiątkowane kierownictwo podziemia narodowego; w ostatnich tygodniach rozbity został winowski Obszar Centralny, którego działacze usiłowali rozwinąć III Zarząd Główny. Równolegle – wobec zbliżających się, wyznaczonych na 19 stycznia 1947 r., wyborów – trwała rozprawa z legalnym PSL-em.

Choć od dłuższego czasu scenariusz ten prognozowano, teraz stawał się faktem – podjęta latem 1945 r. walka o wolne wybory była przegrana. „Aresztowania przedwyborcze przechodzą wszelkie oczekiwania. Więzienia pełne. […] Czekamy z niecierpliwością, aby ta komedia się skończyła” – pisał w korespondencji na Zachód Ciepliński. Od kilku dni kolejny już prezes Zrzeszenia WiN.

Ale atak miał być zmasowany. Po „farsie wyborczej” na podziemie spadły kolejne ciosy: pokazowy, mający złamać morale proces I Zarządu WiN; wezwanie do wyjścia z konspiracji wystosowane przez schwytanych niedawno działaczy Obszaru Centralnego; wreszcie – ogłoszenie nowej ustawy amnestyjnej. Zmęczenie, poczucie braku perspektyw i osamotnienia, zwykła chęć powrotu do normalnego życia. Wszystko to sprawiło, że ujawnienie wybrało ok. 90% winowców i mniejszy, ale przekraczający połowę odsetek członków konspiracji narodowej. Tym samym wiosną 1947 r. podziemie jako zagadnienie o wymiarze ogólnokrajowym faktycznie przestało istnieć.

„Południowcy” postanowili jednak kontynuować działalność. Obok Cieplińskiego i Kawalca w ścisłym kierownictwie znaleźli się Adam Lazarowicz pełniący funkcję zastępcy prezesa, a także: Franciszek Błażej, Ludwik Kubik, Józef Batory, Józef Rzepka oraz odpowiadający za współpracę z PSL Karol Chmiel. W przypadku tego ostatniego decyzja była szczególnie dramatyczna – samotnie wychowywał dzieci.

Jednym z głównych motywów winowców było niedopuszczenie, by kontrolę nad pozostałościami struktur poakowskich przejęły prowokacyjnie komunistyczne służby. „Podkreślać, że istniejemy nie dla walki zbrojnej w obecnym okresie, ale celem niedopuszczenia do przejęcia kierownictwa podziemnego przez NKWD, do czego to ostatnie zmierza” – instruował działaczy DZ WiN już w listopadzie 1946 r. Ciepliński.

Mimo że do dyspozycji IV Zarządu pozostała zaledwie garstka ok. 200 szczególnie zdeterminowanych osób, miał on pewne atuty. Siatka organizacyjna była sprawdzona i jak dotąd odporna na infiltrację UB. Sięgała przy tym nie tylko województw Polski południowej, ale także terenów stanowiących wcześniej domenę rozbitego Obszaru Centralnego. Wobec braku zaufania i napiętych relacji z tym ostatnim – zarzucano mu m. in. podatność na wpływy narodowców – Ciepliński już w połowie 1946 r. zorganizował bowiem alternatywne struktury podległe bezpośrednio Obszarowi Południowemu. Dysponowano wreszcie Delegaturą Zagraniczną, utrzymującą kontakt z służbami angielskimi i amerykańskimi. Te, w zamian za wiarygodne informacje o sytuacji w Polsce, zdecydowały się wspierać WiN.

W nowych okolicznościach wyraźnie przeformułowano zadania organizacji. Wobec załamania koncepcji wyborczej i poważnych trudności kadrowych, znacznie ograniczono aktywność propagandową, koncentrując się na gromadzeniu informacji o sytuacji w kraju i przesyłaniu ich na Zachód. Winowcy, wychodząc z założenia, że konflikt między Anglosasami i ZSRR jest nieunikniony, byli zarazem przekonani – utwierdzały ich w tym oceny napływające z DZ WiN – że jest to perspektywa odległa i trudna do określenia. Nie zapowiadali rychłego przełomu, choć zabieg taki był typowy dla pozostałości różnych struktur podziemnych, lecz pogłębiali konspirację i nastawiali się na „długi marsz”.

Z kluczowego dotąd aspektu – oddziaływania na społeczeństwo, nie zrezygnowano jednak całkowicie. Funkcję tę, gdy wydawanie prasy zawieszono, realizować miały specjalne odezwy do poszczególnych grup społecznych i zawodowych, zawierające wskazówki postępowania utrudniającego sowietyzację Polski. Zdążyły ukazać się dwie takie broszury: List otwarty do członków sądownictwa polskiego, w którym wzywano do niezależności sądów od dyspozycji aparatu partyjnego oraz List otwarty do polskich socjalistów.

W apelu do działaczy PPS, podkreślając zasadnicze różnice między demokratycznymi założeniami myśli socjalistycznej i totalizmem systemu komunistycznego, wzywano do zachowania podmiotowości wobec PPR i walki z nią o każde stanowisko w administracji czy związkach zawodowych. „Nie wolno nam negatywnie ustosunkować się do biegu dzisiejszych wydarzeń. Jeśli nie weźmiemy czynnego udziału w życiu obecnym, to potoczy się ono dalej obok nas i bez nas […]. Cały sens dzisiejszej walki polega właśnie na tym, abyśmy tkwili wszędzie” – wzywano. Winowcy odcinali się przy tym po raz kolejny od działań zbrojnych i zalecali umiar w rachubach na pomoc państw zachodnich: „Jeśli [Anglosasi] nam pomogą, to nie z sympatii, ale wówczas, gdy będziemy już konkretnie potrzebni. To jest rzeczywistość! […] Nie będzie żadnych wielkich akcji czy wydarzeń, Tobruków czy Monte Cassino – ale czeka nas codzienna, mrówcza i bardzo drobiazgowa praca. Dziś toczy się […] walka idei, walka o dusze narodów, o pozyskanie mas” – pisano.

Ambitne plany IV Zarządu – wiosną 1947 r. podjęto choćby próbę odbudowy rozbitych już dawno struktur WiN w Wielkopolsce i na Wybrzeżu – coraz wyraźniej nie wytrzymywały jednak zderzenia z rzeczywistością. „Sytuacja w terenie przedstawia się dość [sic!] krytycznie. Ludzie odnoszą się z rezerwą do nowych wytycznych, a nawet mają co do nich poważne zastrzeżenia” – alarmowały struktury krakowskie. Pętla wokół ostatniego ośrodka podziemia poakowskiego zaciskała się.

Pierwsze aresztowania nastąpiły we wrześniu 1947 r. Podjęta wkrótce decyzja o zawieszeniu pracy organizacyjnej – bezpośrednie zagrożenie planowano przeczekać – niczego już nie mogła odwrócić. W ciągu kolejnych miesięcy ostatnie kierownictwo WiN zostało rozbite. Sam Ciepliński schwytany został w Zabrzu, tuż przed planowanym przeniesieniem w okolice Warszawy. Początkowo zdecydował się na układ z oficerami Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego, którzy w zamian za informacje o WiN zobowiązali się odstąpić od wyciągania konsekwencji wobec działaczy IV Zarządu i podległych mu struktur. Podobne kroki podejmowali wcześniej aresztowani prezesi I i III kierownictwa organizacji. Gdy zorientował się, że bezpieka nie wywiązuje się z „umowy”, diametralnie zmienił postawę. Rozpoczęło się trwające wiele miesięcy brutalne śledztwo.

Równolegle w etap realizacji wszedł scenariusz, którego szczególnie się obawiano. Z początkiem 1948 r., w oparciu o uwiarygodniającego prowokację Stefana Sieńkę – dobrze znanego działaczom Delegatury Zagranicznej WiN i zwerbowanego do współpracy z UB szefa winowskiego Biura Studiów, działać zaczęła utworzona przez Ministerstwo Bezpieczeństwa Publicznego tzw. V Komenda WiN. Za ostatni akt poakowskiego dramatu wysoką cenę zapłacić miały setki nieświadomych, wciągniętych do fikcyjnej konspiracji już przez samych komunistów, osób.

* * *

„Sprawa przeciwko członkom czwartej z kolei Komendy Głównej WiN jest historią zdrady narodowej obozu reakcji polskiej” – ogłosiło w październiku 1950 r. „Życie Warszawy”. Pokazowy proces szeroko relacjonowało także radio. Oskarżonych przedstawiano jako „typowe okazy sanacyjne”, skoncentrowane na „blasku butów, brzęku szabli i ilości wywołanych skandali”. Ośmieszać w ten sposób usiłowano zwłaszcza Cieplińskiego – doświadczonego oficera AK, we wrześniu 1939 r. odznaczonego orderem Virtuti Militari za zniszczenie w jednym starciu aż 6 niemieckich czołgów. Po dwóch tygodniach sądowej farsy – na ławie oskarżonych zasiadł również doprowadzony w śledztwie do obłędu Józef Rzepka – niemal cały IV Zarząd WiN skazano na wielokrotne kary śmierci. Wyrok wykonano 1 marca 1951 r.

Bartek Wójcik
Tekst pierwotnie ukazał się na stronie internetowej Klubu Jagiellońskiego

Ilustracja
Dominika Hoyle

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *