Elegia Adriatica

Tonące w mroku wnętrze, rozbawione towarzystwo oparte o kontuar. W
centrum kadru para – on, przytulony do jej ramienia, wpatruje się w nią
intensywnie, ona wymienia spojrzenia i uśmiechy z akordeonistą; światło
tańczy na metalowych aplikacjach instrumentu. Klasyczny wieczór w słynnej
„Adrii”, myślę, a potem zauważam, jak datowana jest fotografia. I raptem robi
mi się zimno.


Niedaleko Metra Świętokrzyska, pod numerem 8 (dawniej 10) przy ulicy
Stanisława Moniuszki mieści się budynek strzeżony przez parę rzeźbionych lwów,
spoglądających na przechodniów z wysokości drugiego piętra. Dzisiaj znajdziemy w
nim wyłącznie biura, ale wystarczy zetrzeć współczesny krajobraz i wsłuchać się w
wyobrażony stukot kół dorożek, by cofnąć się do lat 30-tych ubiegłego wieku i razem
z elegancko odzianym tłumem przekroczyć próg najmodniejszego lokalu
międzywojennej stolicy.
„Adrię”, bo o niej mowa, otwarto z hukiem dokładnie dziewięćdziesiąt lat temu
z inicjatywy przedsiębiorcy i restauratora Franciszka Moszkowicza. Projekt, budzący
ekscytację już samą astronomicznie wysoką kwotą zainwestowaną w przebudowę i
wystrój wnętrza, okazał się strzałem w dziesiątkę – różnorodność oferty zaspokoić
mogła najwybredniejsze gusta. Był więc w „Adrii” jasny hall o przeszklonych
ścianach, z którego już od wejścia otwierał się widok na część kawiarnianą (ciekawą,
w formie zimowego ogrodu, z roślinnością i wodotryskiem) i tzw. bar amerykański,
zlokalizowane na parterze. Schody prowadziły do podziemi, ożywających
szczególnie w porze wieczornej. Bale, przyjęcia sylwestrowe, spektakle, koncerty,
pokazy mody, trunki i szaleństwo tańca na unikalnym, obracającym się na
podobieństwo płyty winylowej parkiecie. Lokal cieszył się popularnością przez całą
dekadę, zaliczając do grona swoich bywalców osobistości tak barwne i znakomite jak
generał Bolesław Wieniawa-Długoszowski.
W dniu, gdy nieznany fotograf wykonał zdjęcie stanowiące punkt wyjścia dla
tego tekstu, „Adria” rozbrzmiewała zapewne zwykłym gwarem rozmów, dzwonieniem
szkła i muzyką. Uwiecznieni przez niego goście, zebrani przy tzw. złotym barze w sali
dancingowej, prowadzili ożywioną dyskusję i sączyli trunki, tworząc obrazek na pozór
bardzo zgrabny i przyjemny w odbiorze. Na pozór. Był kwiecień 1940 roku; od kilku
miesięcy przy drzwiach lokalu wisiała tabliczka z napisem: Nur für Deutsche.
Patrzę na fotografię wykonaną na zlecenie Zeitungsverlag Krakau-Warschau
GmbH (Wydawnictwo Prasowe Kraków-Warszawa), twór powołany do życia przez
hitlerowskie władze okupacyjne w miejsce zdelegalizowanych polskich koncernów
prasowych, odpowiedzialny za prowadzenie propagandowej działalności
wydawniczej na obszarze Generalnej Guberni. Podobnych zdjęć w zbiorach zaledwie
jednej placówki archiwistycznej, Narodowego Archiwum Cyfrowego, znajduje się
osiemnaście tysięcy. Ich autorami – może i w tym przypadku? – bywali także Polacy.
Zmanipulowane fotografie drukowane w „gadzinówkach” służyły różnym celom;
dzisiaj oskarżają i demaskują intencje tych, którzy używali ich jako narzędzia.
Mężczyźni i kobieta (kim byli i co później się z nimi stało?) bawiący się w
„Adrii” w 1940 roku nie mogli wiedzieć, w jaki sposób przyszłość ulubionego lokalu niemieckich oficerów splecie się z historią walczącej Warszawy. Wieczorem 22 maja
1943 r. Jan Kryst, ps. „Alan”, dwudziestojednoletni żołnierz Armii Krajowej,
posługując się fałszywymi dokumentami, wchodzi do zatłoczonej restauracji i
dokonuje zamachu, zabijając trzech funkcjonariuszy gestapo i raniąc trzy kolejne
osoby; sam ponosi śmierć na miejscu. Rok później budynek kamienicy, w której
mieści się „Adria”, przechodzi w ręce powstańców warszawskich. Przez pewien czas
swoją siedzibę ma tutaj komórka radiowa Biura Informacji i Propagandy KG AK,
działa także kuchnia polowa, uwieczniona na zdjęciach słynnego powstańczego
fotografa Eugeniusza Lokajskiego, ps. „Brok”. Gmach przy ul. Moniuszki 10 pojawia
się zresztą także na innych jego fotografiach, tych z 18 sierpnia 1944 r.,
przedstawiających żołnierzy rozbrajających niewybuch pocisku moździerzowego
kaliber 600 mm, który wpadł do środka budynku, a dzisiaj, dodajmy, stanowi część
ekspozycji plenerowej Muzeum Wojska Polskiego.
Nim zniszczona w wyniku działań wojennych kamienica zostanie
odbudowana, minie kolejne kilkanaście lat. W 1973 r. „Adria” otworzy się na nowo w
dawnej lokalizacji, ale plan, by przywrócić jej przedwojenny blask, spali na panewce.
Zagmatwane biografie miejsc i fotografii. O nich pomyślę, gdy przechodząc
ulicą Moniuszki następnym razem, przystanę na chwilę przy numerze ósmym, pod
poważnym spojrzeniem pary lwów na fasadzie.

TEKST: Kamila Snopek
FOTO: NAC

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *