Jestem jedną z tych osób, które pochłaniają poradniki tonami. Co jakiś czas przeglądam w Internecie najczęściej polecane tytuły, a potem wykupuję połowę księgarni. Moja siostra zupełnie tego nie rozumie i trochę robi sobie z tego powodu żarty. Dla niej poradniki są jak cola zero. Niby ma być zdrowsza, ale co z tego, skoro nie da się jej pić? Tak samo według niej jest z książkami, które mają pomóc zmienić życie. Niby autorzy osiągnęli to, o czym marzy większość z nas, ale co z tego, skoro nie da się o tym czytać bez przewracania oczami? No cóż… Pewnie dużo osób podziela zdanie mojej siostry i pewnie w wielu przypadkach mają oni rację, ale mimo wszystko muszę przyznać, że sporo zawdzięczam tym książkom, które kolekcjonuję na swojej półce w pokoju.
Bronnie Ware to 53-letnia australijska pisarka. Rozpoznawalność zyskała dzięki opowieści pt. Czego najbardziej żałują umierający. To jedna z tych historii, w których ktoś postanawia zmienić swoje życie, i o ile brzmi to dość banalnie, o tyle w tym przypadku nie do końca tak jest. Autorka rzuciła dotychczasową pracę, żeby zostać opiekunką paliatywną. Kobieta w swojej książce opisała kilka pięknych, ale i trudnych spotkań. Gdy przebywasz z osobami, które wiedzą, że czeka ich śmierć, a dodatkowo w większości przypadków to Ty jesteś osobą, której powierzają swój rachunek sumienia, nieuniknione jest, że Twój światopogląd zmieni się całkowicie. Ware powiedziała: „Rozmowy z umierającymi zupełnie mnie odmieniły. Dzięki nim odnalazłam spokój”. Tylko czy można go odnaleźć w otoczeniu osób, które żegnają się z życiem?
Czasami zastanawiam się, co bym zrobiła, gdyby ktoś przyszedł do mnie i powiedział, że to ostatni dzień na ziemi, jaki został mi dany. Co chciałabym po sobie pozostawić? Rozglądam się po swoim pokoju i patrzę na rzeczy, które zbierają kurz. Myślę o wszystkich ubraniach wiszących w mojej szafie i o wyjściach, na które przecież nie mam się w co ubrać. Albo o kolejnych nowościach kosmetycznych, które mają mi wygładzić moje ledwo widoczne zmarszczki. Myślę o tych wszystkich kremach, odżywkach i szamponach, które sprawią, że w końcu będę taka, jaka powinnam być.
Gdyby to był mój ostatni dzień na ziemi, czy przeżyłabym go w zgodzie ze sobą? Czasami
zastanawia się nad tym, co mi „wolno”, a czego nie. Często boję się opinii ludzi, których nawet nie znam. Powstrzymuję się przed życiem, bo wydaję mi się, że to jedyne słuszne rozwiązane. W końcu tak robią też inni, prawda? Obserwuję w jakiej kolejności stawiać kroki i pozostaję w schemacie, który narzuca społeczeństwo, chociaż wiem, że on mi wcale nie odpowiada. I tylko czasami pomyślę sobie – a może mogłabym żyć inaczej?
Gdyby to był mój ostatni dzień na ziemi, czy umiałabym powiedzieć „kocham”? Zawsze, gdy moje przyjaciółki mówiły mi, że boją się wyznać swoje uczucia, nie rozumiałam tego. Przecież to powinno być tak naturalne, jak oddychanie. Nie zastanawiasz się, czy powinieneś to zrobić, czy nie. Po prostu bierzesz oddech. Tak samo jest z uczuciami. Są one nieodłączną częścią bycia człowiekiem. Każdy je czuje i każdy powinien o nich rozmawiać, nie wstydzić się ich. I niby to wszystko wiem, a jednak, kiedy przychodzi moment, w którym powinnam się odezwać, to nagle zaczyna być jakoś trudniej, jakoś bardziej niezręcznie i znowu pojawia się w głowie obawa przed tym, co sobie ktoś o mnie pomyśli.
Gdyby to był mój ostatni dzień na ziemi, jak chciałabym go spędzić? Znam ludzi, którzy pracują po 16 godzin dziennie. Wstają o świcie, wychodzą i wracają, gdy za oknem jest już ciemno. I może czasami uda im się porozmawiać z żoną albo zobaczyć dzieci zanim położą się do łóżka. Może nawet uda im się z nimi pobawić, ale tylko chwilę, bo zmęczone ciało nie będzie miało siły. I może dadzą radę chociaż chwilę posłuchać, jak minął dzień partnerowi i zastanowić się, czy może nie przydałaby się czasami ich pomoc tutaj, w domu. A potem położą się znowu spać, żeby rano wstać o świcie, wyjść i wrócić, gdy za oknem będzie już ciemno.
Gdyby to był mój ostatni dzień na ziemi, z kim chciałabym go przeżyć? W ciągu całego życia poznajemy mnóstwo osób. Czasami są to tylko przelotne znajomości, trwające tyle, ile zajmuje wypicie jednego kieliszka wina na spotkaniu towarzyskim. A czasami pojawiają się ludzie, którzy stają się częścią naszej codzienności. Poznają naszą najlepszą, ale i najgorszą stronę, i co najważniejsze, akceptują nas. Są świetnymi kompanami w tych dobrych chwilach, gdy osiągamy sukces, ale też ogromnym wsparciem, kiedy życie znowu ścina nas z nóg. Dlatego, gdy nagle znikają, nieważne z jakiego powodu, zabierają cząstkę nas, zostawiając pewną pustkę, którą trudno czymkolwiek innym wypełnić.
Gdyby to był mój ostatni dzień na ziemi. Czego żałowałabym najbardziej? Nie przejmowałabym się zmarszczkami i starymi ubraniami. Myślałabym o wszystkich porzuconych planach, których nie zrealizowałam albo o miejscach, które chciałam odwiedzić, ale zawsze „brakowało” mi czasu. Myślałabym o osobach, którym bez walki pozwoliłam odejść, bo nie umiałam powiedzieć „przepraszam”. O kawiarniach, w których chciałam poczytać książkę, ale do nich nie poszłam, bo „samemu do kawiarni iść nie wypada”. Albo o tych wszystkich chwilach, z których powinnam była się cieszyć, ale wieczne poczucie jakiegoś niedostatku nie pozwalało mi na to.
Brak odwagi do życia według własnych reguł, brak odwagi do okazywania uczuć, przedkładanie pracy ponad wszystko inne, utrata kontaktu z bliskimi przyjaciółmi i nieprzyznanie sobie przyzwolenia na bycie szczęśliwym – tego głównie żałowali pacjenci Bronnie. Nie myśleli o swoim pięknym domu, który kupili na kredyt. Nie wspominali tych wszystkich podobnych do siebie sukienek i koszul, które zakładali na wieczorne wyjścia i nie obchodził ich wielki telewizor, który wisiał na ścianie w ich salonie. Najbardziej żałowali swoich decyzji, zwłaszcza tych niepodjętych.
Żałowali, że nie mieli odwagi spróbować żyć na swój własny sposób. Żałowali, że po prostu przespali swoje życie. A moment, w którym to zrozumieli, przyszedł dopiero wtedy, gdy musieli zmierzyć się z jedną z najtrudniejszych rzeczy – z czekającą na nich za rogiem śmiercią. Dlatego tak sobie myślę… Może warto czasami się zatrzymać i zapytać samej siebie:
Gdyby to był mój ostatni dzień na ziemi, co chciałabym po sobie pozostawić?
Tekst: Martyna Pacholak
Ilustracja: Marysia Lisicka